W kącie choinka stoi na baczność…

W kącie choinka stoi na baczność
W małe Pershingi przystrojona
Zamiast łańcucha gąsienica
Gwiazda migocze czerwona.

Pamiętacie tę piosenkę kabaretu OT.TO?

A jakże!… u mnie też już stoi. Zmusiłam dziś Pana Męża do zejścia do piwnicy i przytargania plastikowego drzewka i tego, co jeszcze z bombek zostało. Szukając raz czegoś, spadło mi pudło z ozdobami i połowę musiałam wyrzucić. Ale od czego ma się sześcioletnie dziecko w domu? Od robienia ozdób! Taa…zaraz ktoś mi wyjedzie o wyzysku dzieci, ale moje dziecko „pracuje”, żeby w domu było ładniej, a nie żeby jakiś potentat zarobił grubą kasę na długopisach Made in China. A poza tym…raz do roku można. I trzeba…i się powinno!

Wracając do choinki…każdy z Was wyniósł z domu jakąś tradycję ubierania drzewka. U mnie kupiło się plastikowe, raz na 10 lat, by nie niszczyć i tak już nadwyrężonej natury swoim widzimisie. Bo przyznajmy sobie szczerze: po co mi tak na prawdę prawdziwe drzewko? Oczywiście jest symbolem życia i Chrystusa, ale co sie z nim robi, gdy święta przeminą?

W Szwajcarii wystawia się je na ulicę po święcie Trzech Króli, można je spalić w kominku lub samemu wywieźć i wyrzucić jako Bio-śmieć. Ale ile musi rosnąć taka choineczka, żeby urosła do przyzwoitych rozmiarów? Ano, parę lat. Parę lat straconych na 2 tygodnie naszej przyjemności.

Wracając do tematu… w moim rodzinnym domu choinka była ubierana w samą Wigilię do południa. Należało to do obowiązków Człowieka i jego potomstwa, Człowiekowa zaś od rana krzątała się w kuchni. Do ozdób choinkowych należały nie tylko bombki szklane, ale i orzeszki, ciasteczka, bibułkowe (po)twory potomstwa  i strugane wypociny Człowieka.

2

W spadku po dziadkach dostałam więc cuda, które są starsze ode mnie (niestety, zostały w Polsce pod dobrą opieką mojej przyjaciółki Kasi). Lubię rzeczy „każde z innej parafii” ,więc jednokolorowych kompletów u mnie nie zastaniesz (oh, jak się dziś ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że parę czerwonych się wytłukło). Zachęcam też moją córkę do tworzenia własnych dzieł, by za parę lat odkryć na nowo cuda i cudeńka, które nie zawsze wyszły perfekcyjnie…

Mając w domu przedszkolaka, który już w październiku widzi w sklepach dekoracje świąteczne, ciężko jest bez drzewka do Wigilii doczekać…no i przyjemniej w domu, gdy wieczorem lampki migocą…

3

A samej Wigilii musiałam swoją szwajcarską rodzinę nauczyć, gdyż tu nie ma takiej tradycji…Nie wiedzieli na przykład co to jest opłatek i, że na stole ląduje 12 potraw,  pod obrusem leży sobie sianko, a puste miejsce zostawia się dla zbłąkanego wędrowca.

Tych zbłąkanych gości jest u mnie wielu. Są to osoby – nie tylko Polacy- którzy z różnych względów nie mogą spędzić świąt z bliskimi…Od 6 lat (czyli od kiedy zostałam mamą i nie jeżdżę do kraju, bo nie mam już w nim najbliższej rodziny) nie zdarzyło się, by przy wspólnym stole zasiedli tylko Seitlerzy… W tym roku również spodziewam się paru samotników…

Może i Ty, czytelniku, przyjmiesz w Wigilię zbłąkanego wędrowca?

 

Zainspirowałam cię? Zostaw po sobie ślad! Dziękuję :-)

Diese Website verwendet Akismet, um Spam zu reduzieren. Erfahre mehr darüber, wie deine Kommentardaten verarbeitet werden.