…czyli o blogowaniu, dziennikarstwie, fotografowaniu, kontaktach i charakterze. Wszystko razem, ale jednak osobno…Uwaga! wyładuję się!
Komentarz koleżanki pod jednym z postów: „Zawsze mnie zastanawiało skąd Ty bierzesz te wszystkie newsy o tych imprezach…“ Moja odpowiedź w biegu: „siedzę w tym po uszy“. Tak mi jakoś nie dawało to spokoju i jeszcze parę innych rzeczy, że postanowiłam sprostować. Zacznę trochę od środka.
Fotografia pasjonowała mnie od dzieciństwa, jednak dopiero tu, w Szwajcarii, postanowiłam coś z nią zrobić. Ukończyłam kursy, mam stempelek i papierek, bo Helweci uwielbiają papierki, zwłaszcza te ichniejsze. Gdy przeczytałam, że w gazecie, poszukują praktykantów, od razu się zgłosiłam. Praktykant w szwajcarskim pojęciu to osoba, która gratisowo odwali twoją robotę. Praktyka taka ładnie wygląda w cv, wyrabia ci kontakty, daje możliwość uczestnictwa w różnych wydarzeniach. Wymusza na tobie jednak bycie dyspozycyjnym, monitorowanie wiadomości, dbanie o twoich klientów (czytać: czytelników).
Dzięki panu B.,redaktorowi, dla którego pracuję, liznęłam trochę dziennikarskiego fachu, choć sama nie uważam się za żurnalistkę. Wyrobiłam sobie kontakty w regionalnych mediach i używam ich dla własnych potrzeb. Starając się o legitymację prasową, musiałam przedstawić 3 ostatnie publikacje, nie starsze niż 6 miesięcy. Nigdy nie powoływałam się na blog. Mam czelność i jaja pracować dla szwajcarskich gazet i portali. Blog jest tylko Nebenjob. Wyczaiłam, że rodakom brakuje wątka „Imprezy“ i postanowiłam na początku tylko o tym pisać. Później doszły reportaże i relacje z odwiedzanych miejsc, jak i informacje o tym, co potrzebne w Szwajcarii (szczepienia, obowiązek szkolny itp).
Wkurwia mnie to, że bloger ma czelność nazywać się dziennikarzem. Wyrabia sobie taki legitymację i udaje jaki to on nie ważny, pchając się na różne imprezy. Tak samo wkurwia mnie każdy, kto kupując sobie najnowszy model nikona, ma czelność nazywać się fotografem. Niestety oba zawody należą do freelancer i nie są chronione. Co mnie jeszcze wkurwia? Taki bloger, czy blogerka od siedmiu boleści, który pisząc artykuł, nie potrafi podać źródła swoich wypocin i kradnie zdjęcia z internetu. Nie powiem, bo i mi się zdarzało, ale źródło zawsze podaję.
Kontakty. Mam kontakty. Mój mąż jest lekarzem i muzykiem. Dzięki niemu weszłam na scenę jazzową. Jednak to, co później osiągnęłam, jest tylko i wyłącznie moją zasługą. To nie on „gada“ z gazetami i muzykami, z menedżerami knajp czy ze zwykłym Kowalskim. To nie on mi organizuje eventy do fotografowania. Nie on moderuje polskie forum na fejsie, nie on chodzi z Polakami do gminy i tłumaczy im dokumenty, nie on pisze bloga, nie on gotuje i sprząta w domu. Więc jeśli jeszcze raz usłyszę od kogoś, że się dobrze ustawiłam i nic nie muszę robić, to normalnie kurwa zabiję!
Jestem osobą publiczną, narażoną na wszystkie możliwe plotki. Czego to ja już o sobie nie słyszałam! Ego? Oczywiście, że je mam! Nie wywyższam się jednak, bo to poniżej mojej godności. Nigdy nie zakrywałam się mężem. Jestem po ślubie dopiero 6 lat. Wcześniejsze 10 -przeżyłam w Szwajcarii bez niego. Mam niewyparzony język i mówię to, co myślę. Nie każę nikomu mnie lubić.
W swoją pracę wkładam serce i szacunek do ludzi. Nie hejtuję w internecie, bo się tym brzydzę. Jeżeli ktoś mi zajdzie za skórę, walę mu wszystko prosto w oczy. Nie używam do tego fejsbuka.
Jeżeli dotarłeś do końca, to dziękuję Ci bardzo. Czasami każdy ma taki moment, by sobie pokurwować.