Po ciężkiej nocy spędzonej w zatłoczonym autobusie z Wrocławia do Zurichu, w końcu przybyłyśmy. Ja i moja koleżanka Katarzyna, dwie studentki, które chciały uciec na chwilę od dnia codziennego, od sesji, od ludzi i od problemów, z którymi borykały się nasze młode główki.
Zurich był tylko chwilowym przystankiem w drodze do Richterswil, które obrałyśmy sobie za cel naszego zimowego urlopu. Miasto położone w zuryskim kantonie nad jeziorem, na wysokości 408 m.n.p.m. tętniło zimowym życiem i nie było tak drogie jak wielka metropolia. W Richterswil mieszka ok. 14 tyś. ludzi, którzy dbają, by przyjezdnemu nie było nudno. Liczne bary, restauracje i pensjonaty oferują rozrywkę dla swoich gości, zwłaszcza w sezonie karnawału.
Pierwszy dzień minął nam na spacerze wzdłuż jeziora i odespaniu podróży. Drugiego dnia wyspane i szczęśliwe wstałyśmy wczesnym świtem, gotowe na czekające nas przygody. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po śnieżnej nocnej zamieci, o godzinie 6 rano, wszystkie drogi, ścieżki i podjazdy były już odśnieżone, a ludzie jak mrówki w szeregu wędrowali na pociąg, który miał ich zawieźć do pracy w metropolii.
Przygoda ze Szwajcarią może i skończyłaby się na tym etapie, gdyby nie Katarzyna, która spotkała swoją wielką miłość. Mieszkaniec Helwecji był tak oczarowany jej słowiańską urodą, że nie chciał już z rąk wypuścić. Załatwił nam pracę w pensjonacie u kolegi i zajął się formalnościami. My w tym czasie wróciłyśmy do Polski, by pozałatwiać swoje sprawy.
Po pewnym czasie siedziałyśmy znowu w zatłoczonym autobusie z Wrocławia do Zurychu, pełne obaw, czy nam się uda, pełne nadziei, że nam się uda, ale i z przekonaniem, że takiej szansy zmarnować nie wolno. Po trzech miesiącach zamieniłam Richterswil na Lucernę, zostając tam parę lat, Katarzyna zaś ze złamanym sercem wymieniła Szwajcarię na Anglię…ale to już zupełnie inne historie…
Wpis powstał w ramach wiosennego projektu Klubu Polek na Obczyźnie.
Du musst angemeldet sein, um kommentieren zu können.