…czyli druga część łóżkowych opowieści…
Będąc fotografką eventową napatrzę się i nasłucham. Właśnie z takich wieczorków muzycznych nazbierałam opowieści do tego artykułu. Pomogło mi własne doświadczenie i kilku grajków.
I ja znajduję się na tej dziwnej pozycji żony muzyka, która musi znosić rzucanie się na szyję mojej drugiej połówce, pełne komplementów wywody, próby umawiania się na kolację ze śniadaniem, jak i inne, kokieteryjne zachowania fanek, czy tak zwanych Gruppies.
Gruppies to najczęściej płeć piękna, niezależnie od wieku, zachowująca się jak stado wściekłych krów, gdy tylko zobaczą swojego idola.
Na szczęście scena jazzowa jest spokojniejsza niż ta rockowa, lokalna różni się od tej światowej, co nie znaczy, że i tu dziwoty się nie zdarzają. Na początku, gdy byłam świadkiem jak się stare babsko mojemu- nieco młodszemu od niej- mężowi rzucało na szyję-myślałam, że zwariuję z zazdrości, babsztyla zabiję, a po nim i mojego męża. Na szczęście jego tłumaczenia owych sytuacji mnie uspokoiły do tego stopnia, że uchodzę za twierdzę spokojności i wyrozumiałości. Ba! Teraz to źle, bo nawet okiem nie mrugnę!
Często dochodzi do sytuacji, gdy kobiety po koncercie chcą być jak najbliżej muzyków, by choć liznąć porcję ich sukcesów. W przypadku grupy mojego ślubnego, zdarza się to już rzadko, gdyż jako żony zawarłyśmy pakt, że zawsze któraś z nas jest obecna na koncercie lub mamy tam swojego szpiega. Niestety, grupy, które przyjeżdżają z daleka w nasze rejony, by dać przysłowiowe szoł, narażone są na różne działania fanek.
Pół biedy, gdy taki delikwent jest singlem. Wtedy to nawet ucieszy się z przygody. Gorzej, gdy jest w stałym związku, a muzykę traktuje jako hobby. Fance nie przegadasz! Ona chce i koniec!
John* ma 20 lat, jest gitarzystą w pewnej grupie rockowej, która regularnie przyjeżdża w nasze strony. Jak na dwudziestolatka wygląda młodo, ponętnie, jest zadbany, stylowo ubrany, ma piękne długie włosy, ciepłe i grzeczne usposobienie. Mówi językami ludzi i aniołów, jest gentelmenem. Nie lubi opowiadać o swoich podbojach, ponieważ…jeszcze nigdy nie zaciągnął kobiety do łóżka. To one zaciągają jego.
„Po koncercie wychodzimy zawsze do fanów: autografy, sprzedaż gadżetów, fotki…no wiesz, przecież musisz je robić“-mówi. „Zawsze ktoś postawi ci drina, wtedy wiadomo, musisz pogadać… Ja na te kobiety nie patrzę jak na potencjalny obiekt seksualny. Jeśli któraś jest miła i fajnie się z nią rozmawia- to i 10 drinów od niej przyjmę“…..“najgorsze są te Szwajcarki po czterdziestce. Kariera w toku, małżeństwo w dupie, dzieci prawie odchowane…taka to dopiero teraz zaczyna żyć. Jej nie przeszkadza, że dla niektórych jej termin ważności już upłynął“.
„Obudziłem się rano, po takiej zakrapianej imprezie, a koło mnie foczka pokaźnych rozmiarów. Kto to? Jak to? Skąd to? Ale w głowie blekałt“.
Z sytuacji wyciągnęli go koledzy, którzy bez owijania wpadli do pokoju i ściągnęli go z łóżka pod pretekstem powrotu do domu. Nauczyli się już, że z fankami postępować inaczej nie można, gdyż skutkować to może tragicznie.
Podobnego zdania jest 36-letni Jimmi*. Jest to typ faceta, prosto jak z okładki kolorowego magazynu. Na jego widok nawet mi się nogi w kolanach ugięły. Nie do tego stopnia, by zaraz mu się rzucać na szyję lub wskakiwać do wyra, ale przyznam, że emanuje od niego nie jedno. Prywatnie jest miłym i skromnym facetem. W zespole rockowym gra już trochę i przytłacza go pozycja bożyszcza tłumów. I jemu się zdarzyło być ofiarą pewnej fanki, która…..Szczegółów podać nie chciał, bo jak stwierdził „singlem już nie jestem“ i „prawdziwi dżentelmeni o takich sprawach nie rozmawiają“. Ja dżentelmenem nie jestem, więc wyciągam brudy…
James* za to jest singlem z powołania i typowym Kasanową. „Tyle pięknych kobiet jest na świecie, że nie umiem się zdecydować. Ale jak już się zdecyduję-będzie ona dla mnie tą jedyną“- mówi. James ma 28 lat i czerpie życie pełnymi garściami. Jak prawdziwy Włoch, uwielbia kobiety w każdym wieku, ale ma dobre obyczaje, bo nie „uderza“ do każdej. Mężatki są dla niego tabu. Resztę może przelecieć.
Najbardziej narażeni są Frontmani, czyli wokaliści zespołów. Niestety znam tylko dwóch takich, co to ze swojego życia prywatnego robią otwartą książkę fejsbukową, postując co chwilę zdjęcia rodzinne. Jest w tym pewna strategia: „Im lepiej fani znają twoje życie prywatne (piękną żonę, rosnące dzieci, czy psa, który ci właśnie zdechł), tym bardziej zostawią cię w spokoju“ -mówi jeden z nich.
I rzeczywiście. Widzę po sobie…zamiast zapytać się, kiedy będzie następny koncert, pytam, czy jego córeczka zaczęła już chodzić. On się cieszy, ja mam odpowiedź, żona się nie stresuje, a o koncert można zapytać fejsbóga.
*Na prośbę chłopaków imiona zostały zmienione, a nazwy, pochodzenie grup i miejsca koncertów pominięte.
PS. Wszystkich muzyków znam osobiście i widziałam ich w sytuacjach prywatnych- bez mejkapu i scenicznej przebieranki. W przypadku Johna doznałam szoku, gdyż stanął przede mną małolat z kucykiem, w T-shircie i krótkich spodenkach, w sandałkach, nóżki w skarpetkach…brakowało mu tylko reklamówki z Biedrony. Gdybym go zobaczyła zaraz po przebudzeniu, sama uciekałabym gdzie pieprz rośnie… Morał? Nie wszystko złoto, co się świeci, a muzyk wcale żony nie szuka.