Mój pierwszy Flohmarkt i decha do krojenia…

Flohmarkt to nic innego jak pchli targ. Lubię je. Chodzę sobie, oglądając i wybierając perełki. Taki targ to nie tylko starocie…to rzeczy, które innym się już nie przydadzą, a tobie mogą sprawić radochę…czy to dekoracje do domu,, czy nowa/stara torebka…

W Szwajcarii organizowane są one regularnie, w zależności od gminy. Taki gminny jest cztery razy do roku i mogą w nim wziąć udział wszyscy, którzy się odpowiednio wcześniej zameldują i zapłacą za miejsce. W Arbon kosztuje to 60 CHF.

Brałam udział już parę razy w wyprzedaży dziecięcych gadżetów, organizowanych przez kościół, ale to nie to samo, jak gminny pchli targ, gdzie musisz stać, pokazywać, tłumaczyć co i do czego, i targować się.

Przyznać muszę, że sama nie stałam. Zrobiliśmy to rodzinnie, z Zosią i Chrisem na czele- bo to jego pomysł był. Poznaliśmy wielu ciekawych ludzi z regionu, starych wyjadaczy, którzy zjeżdżają do Arbon od paru lat, jak i tych nowych- jak my, pierwszy raz wystawiających rzeczy, które zalegają w piwnicy.

Usłyszałam wiele dziwnych języków, o których nie wiedziałam, że istnieją, a wśród nich język polski. Nie wiem, czy to polska przypadłość, tak wszystko krytykować, chęć wywyższenia się, czy pokazania „co to nie ja“…ale jak obserwuję polskie fora, to utwierdzam się w przekonaniu, że tak jest.

Podeszła polska rodzinka, która wszystko palcem musiała dotknąć u mnie i u sąsiadki Czeszki. Myśleli może, że nikt ich nie rozumie. Pani przymierzała płaszczyk, w którym wyglądała jak opasła, ofutrzona foczka, mąż twierdził, że jej w tym dobrze…10 CHF dla niej to było za dużo, bo jak wszyscy myślą, że Flohmarkt- to musi być za darmo. U mnie pan skrytykował pewne rzeczy, macając brudnymi paluchami to i owo, cholera wie co nimi tego dnia jeszcze macał. Przy końcu nie wytrzymałam i rzekłam : „i dlatego kosztuje to 60, a nie 360 Frania, jak w sklepie“…

Pan się zmieszał, pani pobladła, a sąsiadka rypła śmiechem.

Byłam świadkiem jednej sytuacji u pana, który handluje wszystkim i niczym, w tym gadżetami fotograficznymi. Pewna dama, przyodziana w szmatę na głowie wykłócała się o ceny. Nie, żeby chciała coś kupić. Żeby podnieść ciśnienie…

-Panie, a ile ta deska do krojenia?

-6 Franków.

-a czemu tak drogo? (deska była w kształcie gruszki, drewniana, gruba i bez śladów użytkowania)

– Madamme, to jest deska dębowa. Dąb jest drogi, ale na moje oko, 6 Franków to ok cena.

-A to po ile?

-Po 2.

-A dlaczego nie po jednym? Przecież to Flohmarkt!

-Proszę pani, my tutaj też musimy czynsz płacić…

Pan popatrzył na mnie, a ja teatralnym gestem wyciągnęłam rękę i wręczyłam mu 6 Frani i sprzątnęłam babie deskę sprzed nosa.

Już nie pierwszy raz unosząc się dumą i pokazaniem komuś, gdzie jego miejsce, nabyłam produkt, który mi do szczęścia absolutnie potrzebny nie jest.

Przecież ja tych desek mam w domu qrwa z 15!

f6

Zainspirowałam cię? Zostaw po sobie ślad! Dziękuję :-)

Diese Website verwendet Akismet, um Spam zu reduzieren. Erfahre mehr darüber, wie deine Kommentardaten verarbeitet werden.