Cześć.
Nazywam się Nicht Lustig*. A przynajmniej tak wszyscy na mnie wołają. Może dlatego, że mam zawsze taką rozwalającą minę.
Pewnego czerwcowego dnia wyrwano mnie z mojego spokojnego, pięknego świata, znajdującego się na mięciutkim łóżku, na którym mogłem oglądać do woli przygody mojej kuzynki Świnki Pepy.
-Że co? Jakie pakowanie? Jaki Open Air? Co to w ogóle jest?- pytałem się wszystkich ze łzami w oczach…
-Ale ci fajnie!- krzyknęła Mortadela, sąsiadka z drugiego końca łóżka- Pojedziesz na wielką imprezę, poznasz nowych ludzi, a kto wie – może i miłość swojego życia, posłuchasz dobrej muzyki, zobaczysz sławne postaci na własne oczy…Byłam w zeszłym roku i było bardzo fajnie. Nie musisz się bać. Poza tym będziesz zawsze przy Pańci, a ona nie pozwoli, by ci się coś stało.
Chyba nie wiele miałem do powiedzenia, bo ani się nie obejrzałem, siedziałem już w samochodzie w drodze do St. Gallen.
Przyznam, że samo miejsce zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Tyle budek z jedzeniem, wielkie pole namiotowe, nasze jednak było odseparowane od reszty i znajdowało się przy małej scenie, zwanej Sternenbühne.
Ale gdzie ci wszyscy ludzie, o których wspominała Mortadela? Dowiedziałem się, że to była środa. Dzień, w którym na festiwal przybywają pracownicy resortów. We czwartek- pierwsi goście, tak zwani Early Birds. Dopiero w piątek zaczyna się ten „właściwy“ festiwal.
Właśnie w środę jest czas na rozstawienie namiotów, obeznanie się z terenem i planem pracy, a wieczorem przychodzi czas na poznanie nowych współpracowników i malutką imprezkę zapoznawczą. Podczas właśnie takiej imprezki, ktoś przywiązał mnie do ściany wspólnego namiotu i chciał za mnie boczek na grila zrobić, ale Pańcia mnie uratowała i zaniosła do naszej przystani, gdzie mogłem się uspokoić i zasnąć.
We czwartek dzień spędziłem prawie samotnie, bo Pańcia miała bardzo dużo pracy. Poopalałem się troszkę i zwiedzałem okolicę.
Niestety wieczorem rozpadało się strasznie i musiałem iść wcześniej spać. W piątek natomiast zobaczyłem te tłumy ludzi, o których mówiła Mortadela. Wieprzyku Wspaniały! Ich było tysiące! 27 tysięcy głów, 54 tysiące rąk i nóg…A każde w innej oprawie graficznej…A to z zielonym irokezem na głowie, albo w przebraniu flaminga, z pióropuszami, różnymi skarpetkami…spotkałem nawet kolesia w dwóch różnych laczkach… i babki bez cyckonoszy… ale miały tylko po dwa pieprzyki, nie to co Mortadela- 12!**
W sobotę w końcu poszedłem na koncerty. Pańcia oprowadzała mnie po różnych niedostępnych dla gości zakamarkach. Pańcia jest pracownikiem resortu ochrony sceny głównej i może wchodzić wszędzie. Mogłem wejść pod scenę, na zaplecze. Poznałem też kolegów i koleżanki po fachu, sanitariuszy, którzy pomagają ludziom na festiwalu, a także holenderskiego fotografa Garyego, który obejrzał i sfotografował już tyle koncertów i festiwali, że hoho!
Po południu poszliśmy nawet do knajpki dla Vipów. Tam pan Vip dał mi napić się zimnego piwka, bo upał był gorszy niż w stajni. Tam też poznałem Metkę… Piękną porcelanową przedstawicielkę naszego rodu. Jej buzia była ładniejsza od facjaty Barbie, a skóra lśniła niczym wylizane jajka Azorka. Niestety okazało się, że Metka to puszczalska baba, bo uśmiecha się do każdego, kto jej pieniążka pokaże…
W niedzielę chciałem tylko jednego: zobaczyć koncert Lo & Leduk. To szwajcarskie duo z Berna, którym się zachwycają wszyscy. I moja Pańcia i jej córka, w której łóżku rezyduję i conajmniej pół żeńskiej części Szwajcarii. Po koncercie Pańcia załatwiła nawet autograf od chłopaków, a oni urzeknięci historią 9 latki, która nie mogła w ich koncercie uczestniczyć, wyczarowali jej słonecznika.
Czy pojadę następnym razem? Pewnie! Po OpenAir St. Gallen już mi żaden festiwal nie straszny. Pańcia mówi, że w tym roku zabierze mnie jeszcze na Gampel*** i Summerdays Festival****. Ale tu, w naszym miejscu zamieszkania, czyli nad jeziorem Bodeńskim, małolata będzie sama mogła iść na koncert ulubionych chłopaków. I w dodatku zobaczy jeszcze Nemo, w którym podkochuje się skrycie. A przynajmniej tyle go słucha, że aż kwiczeć się chce.
*Nicht Lustig- po niemiecku- nic śmiesznego.
**Liczba sutków u różnych gatunków świniowatych waha się najczęściej od 3 do 6-8 par (niekiedy od 1-2 do 10 par). U świń domowych, a w szczególności ras matecznych minimalna liczba sutków wynosi 14.
***Gampel (Wallis)- OpenAir Gampel – 16-19.08.2018
****Summerdays Festival w Arbon TG – 24-25.08.2018
Du musst angemeldet sein, um kommentieren zu können.