Festival de Jazz de Montreux, znany bardziej jako Montreux Jazz Festival – jest to największy festiwal muzyki jazzowej w Szwajcarii.
Jeśli chodzi o inne helweckie festiwale, największym nie jest, ale za to najdłuższym. Trwa bowiem ponad 2 tygodnie. Z jazzem już dawno ma mało wspólnego, bo jak się ma Jamiroquai albo Billy Idol do jazzu, tego nawet przy największym poziomie kreatywności i wyobraźni nie mogę sobie wytłumaczyć.
Festiwal został po raz pierwszy zorganizowany w 1967 roku przez Claudea Nobsa, Géo Voumarda i René Langela. Wystąpili wtedy m.in.: Keith Jarrett, Jack DeJohnette, Bill Evans, Soft Machine, Weather Report, Nina Simone, Jan Garbarek oraz Ella Fitzgerald. Obecnie podczas koncertów prezentują się również zespoły popowe oraz rockowe, gromadząc publiczność sięgającą 200 000 osób.
Festiwal nie posiada jednej dużej sceny, jak inne tego typu imprezy. Posiada ich 7, a największą z nich jest Auditorium Stravinski, gdzie występują największe gwiazdy. Jest też najdroższym miejscem na planie festiwalu. Tu ceny za bilety plasują się od 250 do 350 CHF za koncert.
Scena w parku przyciąga słuchaczy różnej muzyki już od godziny 16:00. Wstęp jest wolny, a na jej podium występują orkiestry i młodzi-nieznani.
Na promenadzie nad jeziorem, oprócz budek z ubraniami, gadżetami i jedzeniem, usłyszycie grajków, których własnoręcznie zbudowane instrumenty przyciągają wzrok. Rodzaj muzyki? Od wyboru do koloru. Chyba tylko ci muzycy mogą o sobie powiedzieć, że grają jazz, blues, swing i muzykę świata.
Koty, psy, dzieci i Dior…
Na promenadzie zobaczysz wszystko. Od kota na smyczy, poprzez psa na łańcuchu wysadzanym kamieniami Swarovskiego, rodziców z dziećmi w wózkach Ferrari, laski z torebkami od Diora i facetów w koszulach od Armaniego. Czyli festiwal na bogato. Zawsze zastanawiam się dlaczego ludzie są tak bezmyślni i ciągną ze sobą zwierzaki na jakąkolwiek imprezę masową. Albo dzieci w wózkach w miejsca, gdzie i tak już nie ma jak przejść. Mam szacunek do rodziców, którzy w tym czasie pakują swoje pociechy w nosidełka, by nie tamować ruchu. Szokiem były dla mnie dziewczyny na 12 cm szpilkach. Ciekawe, co założyłyby, gdyby padało…?
Marzenia…
Mój mąż- pianista jazzowy- marzył, by chociaż raz w życiu zagrać w Montreux. Marzenie się spełniło. Każdego wieczoru o 23:00 w Montreux Jazz Club odbywała się sesja jazzowa, na której każdy muzyk mógł się zaprezentować. Niestety po sesji pozostał niesmak. Prowadzący nie umiał poradzić sobie z obowiązkami, na sali panował chaos, a i muzycy nie wykazali należytej klasy i talentu. Mąż zaintonował Blue in Green, by po chwili zagrać cały utwór w towarzystwie amerykańskiego basisty i angielskiego perkusisty. Utwór wywołał poruszenie ponad 300 osób na sali, a grupa, która była tego wieczoru rezydentem- zaczęła protestować. Troje nieznanych sobie ludzi zagrało lepiej, niż wyuczone kawałki kwartetu, który gra ze sobą parę lat… Ups.

Podsumowanie…
Mimo tego, że przeżyłam już „kilka“ festiwali w Szwajcarii i w Polsce, na takim byłam pierwszy raz. Montreux Jazz Festival mogę odhaczyć na swojej liście. Byłam, zobaczyłam, przeżyłam…raz wystarczy. Czy polecam? I tak, i nie. Każdy musi zadecydować sam. Ja w każdym razie już nie pojadę.
Przydatne info…
Jeśli masz zamiar wybrać się w przyszłym roku nie rezerwuj hotelu w mieście. W czasie festiwalu ceny szybują w górę. Lepiej weź coś w pobliżu. Albo hotel, albo jak my- namiot. Zatrzymaliśmy się na kempingu w Villnouve, które było wspaniałym miejscem wypadowym. W recepcji dostaliśmy imienne karty, upoważniające do podróżowania komunikacją miejską za darmo, i które gwarantują zniżki na wejściówki do muzeów i innych atrakcji w regionie. Montreux leży w kantonie Vaadt i warto je odwiedzić choćby dla pięknych widoków.
Du musst angemeldet sein, um kommentieren zu können.